2014/07/30

Czernica

Po zakończeniu wyścigu, odespaniu swojego, ruszyliśmy na tzw. rozjazd:) Udało mi się namówić Magdę na jechanie trasą III etapu, za ostatnimi zawodnikami. Ruszamy więc ze Stronia na Przełęcz Suchą i Czernicę. Jechaliśmy bardzo spokojnie z kilkoma postojami, rozmowami z ratownikami na motorach i gościem odpowiedzialnym za usuwanie znakowania trasy. Na Czernicy wieża widokowa. Spotkaliśmy też gościa, który własnoręcznie stawiał ten obiekt..
Zaczynamy zjazd. Wyciągnąłem Magdę na tą górę, to jest to jeden z moich ulubionych szlaków. Kręte, wąskie ścieżki w jagodzinach, korzenie, błoto..
 
 Błota jest niewiele. Korzeni, kamieni i % nie brakuje. Czysta przyjemność, genialny zjazd! Niestety zabawa szybko się kończy..
Wdrapujemy się z powrotem na Suchą i zjeżdżamy do Stronia. Obiad, wieczorem z nadziejami patrzymy na niebo, na jutro planujemy Rychlebskie Stezki. Wieczorkiem jeszcze jedziemy na Przełęcz Puchaczówkę obejrzeć zachód słońca, piękne miejsce..

Niestety wieczorem zaczyna padać. Nie przestaje też rano, kapitulujemy, pakujemy się i wracamy do domu..

2014/07/29

Sudety MTB Challenge - etap II - Vuelta a Stronie Śląskie

..czyli drugi, a zarazem ostatni dla nas etap tegorocznego Challengea. Nawiązanie do hiszpańskiego wyścigu słuszne, większa część dzisiejszej trasy bowiem prowadzi szutrowymi, gładkimi jak stół drogami. Czy to źle? Skąd! Jest szlak graniczny, wydłużony w stosunku do zeszłorocznej trasy, wczoraj padało, będzie ciekawie. Początek asfaltami przez Stronie i Starą Morawe. Naciągamy peleton z Mariuszem, tzn trzecią czy czwartą grupę;) Po wjechaniu w teren redukcja i.. o mały włos nie urwałem przerzutki. Delikatny zadzior na kasecie sprawia sporo problemów, chwila nieuwagi i może być problem. Dalej szutry, szutry i szutry. Do rozjazdu na przel. Staromorawskiej jedziemy z Magda w towarzystwie Doroty, Oli i znajomego Alberta, z którym również wczoraj sporo jechaliśmy, Olkiem.

W końcu jest bufet. Magda trochę marudzi, rzeczywiście mi tez ciężko się jedzie. Monotonne podjazdy i szybkie, łatwe zjazdy.

W Kletnie dopinguje nas Dorota, to bardzo mile, dzieki! Są też dinozaury;)
Wskakujemy na asfalt i szybko wspinamy się na Janową Gore. Odbicie w lewo i dalej szutrówką z widokiem na grzbiet Śnieżnika. Szlak wiedzie powyżej Jaskini Niedźwiedziej, muszę tam kiedyś w końcu pojechać.. Po dość długim i wyczerpującym podjeździe w słońcu, zdobywamy przełęcz Śnieżnicką.
Czas na zjazdy - bardzo szybkie, kamienne stokówki. Na 29erze zdecydowanie przyjemniejsze. Po drodze mijamy Patryka Piaseckiego, który po kontuzji na MP, kibicuje zawodnikom na trasie. Bufet, obsługa super! Kolejny szutrowy podjazd, mamy dosyć, ale sytuacje ratuje świadomość, dokąd prowadzi nas trasa. Jeszcze tylko kilka km stosunkowo płaskiej drogi z widokami..
Wjeżdżamy na kultowy szlak graniczny. Kolor zielony, błoto, korzenie, ścieżka na jedno kolo i banan na twarzy! I choć błota było zadziwiająco mało, to zabawa była na 100%.

Szybko zjeżdżamy na przeł. Płoszczyne, gdzie mamy kolejny bufet. Magda zadowolona, widać, ze się jej podoba, super:) Przed nami nowy dla mnie odcinek granicznego aż na Rudawiec, najwyższy szczyt gór Bialskich (niezupełnie jest to prawda, ale Rudawiec widnieje na liście Korony Gór Polski). Początek pod gore, zjazdy szybkie, trochę korzeni. Momentami jest trochę kałuż i robi się ciekawiej.

Dopiero jednak od polowy szlaku zaczyna się prawdziwa zabawa, czyli bardzo wąska, kręta ścieżka w gęstych jagodzianach. Do tego błoto, błoto i jeszcze więcej błota. Na odcinkach płaskich sporo wody, na podjazdach ostre fragmenty łupkowych skal. My z Magdą jednak doskonale się odnajdujemy w tych warunkach i zaczynamy nasz maraton wyprzedzania. Większość mijanych osób, w przeciwieństwie do nas, nie jest zachwycona trasa;)

Kulminacja fanu to finalowy zjazd z Iwinki aż do doliny Białej Lądeckiej. Od polowy zjazd dobrze znam z poprzednich edycji MTBCH, ale początek jest jeszcze lepszy. Dopada nas euforia:)

Cały zjazd trzeba uczciwie przyznać, jest genialny. Jest wszystko, dzika przyroda, korzenie, błotko, kamienie, uskoki i flow. Ten krotki odcinek, zaledwie 3,5 km zupełnie zmienia wrażenia z nijakiego do tej pory etapu. Na końcu palce bolą, a hamulce śmierdzą;)

Na zjeździe wyprzedziliśmy Olę. Na kolejnych kilometrach po płaskim z bufetem i ostatnim dzisiaj podjeździe staram się motywować Magdę do jeszcze odrobiny wysiłku i rywalizacji z Olą. Podjazd do asfaltu znacznie mniej uciążliwy niż zapamiętałem, kawałek po płaskim. Lekki podjazd i słynny zjazd po łąkach do Stronia.
Wjeżdżamy na metę szczęśliwi. Magda dosłownie zmordowana, ale dała rade. MTBCH za nami!
Bardzo udana impreza. Niesmak pozostawiają komplikacje organizacyjne i ostatecznie jazda solo, szkoda. Mimo to jestem zadowolony, bo fajnie spędziliśmy te godziny w siodle. Magda szalała na zjazdach i pokonała dwa długie etapy. Cieszę się też, że mogłem poznać nowe ciekawe szlaki. Stronie Sląskie na pewno zapisze mi się w pamięci zupełnie inaczej niż do tej pory. To świetna miejscówka z bardzo różnorodnymi szlakami.

Agroturystyka Danielowka i jej gospodarze, bardzo mili ludzie, przychylni kolarzom, świetna kuchnia i ładny dom z ogrodem. To miejsce, w którym mieliśmy przyjemność spędzić kilka dni wakacji. Ekipa Bydzia Power PTR Dojlidy, świetni ludzi dzielący naszą pasję do MTB. No i oczywiście znajomi z rowerowego kampinosu:) do tego na trasie spotkaliśmy masę znajomych z maratonów, dzięki którym atmosfera jest jaka jest, warto jechać przez pol kraju. Wszystkim wielkie dzięki!

Sudety MTB Challenge 2014 - Vuelta a Stronie Śląskie from ktone on Vimeo.

2014/07/28

Sudety MTB Challenge - etap I - Tour de Stronie Śląskie

Pierwszy etap. Tour de Stronie Śląskie. Nadal jestem sceptycznie nastawiony do kręcenia sie wokół Stronia przez dwa dni. Dzisiaj co prawda na trasie zaliczymy zjazd ze Śnieżnika i co dla mnie ważne, sporo nowych odcinków. Koledzy wspominają przede wszystkim o zjazdach do Międzygórza.
Ruszamy. Magda w bojowym nastroju, ale oboje staramy się pamiętać, że dla niej to jest pierwsze prawdziwe giga w górach - pierwszy etap MTB Trophy był jednak znacznie krótszy. Początek jedziemy spokojnie. Podjazd pod prąd prologu na przel. Puchaczówkę. Momentami stromo, wąsko, korzenie. To tam najwięcej zyskujemy. Mijamy przełęcz gorąco dopingowani przez Dorotę.

Pierwsze szybkie zjazdy. Trochę błota. Pomagam Arkowi z gumą, pompka za 10pln z decathlona daje rade;) trochę błotka i pierwszy techniczny zjazd. Dla nas i współzawodników zejście;)

Kolejne kilometry obfitują w krótkie podjazdy i fajne zjazdy. Jest wszystko, korzenie i uskoki jak w Karpaczu, rąbanka jak w Żywieckim, bajka. Na jednym ze zjazdów Magda mnie przegania, dosłownie płynie po kamieniach, super!
 
Zjazd po lace i bufet. Niestety pierwszy bufet to wpadka, zabrakło prawie wszystkiego, obsługa jakaś niemrawa.. Ruszamy. Początek podjazdu bardzo fajny, momentami techniczny, po wielkich głazach. Póki co jestem zachwycony trasa. Masyw Śnieżnika kojarzył mi się z szutrami w górę i w dół. No niestety doczekałem się, bo kolejne kilometry to właśnie same szutrówki. Magdzie to nie pasuje. Oboje wolimy jak coś się dzieje. Aż do podjazdu na Śnieżnik nic się nie dzieje...
 
Owiany nie lada kultem, nie bez powodu, Śnieżnik. Już sam podjazd jest bardzo fajny, choć w tym roku wyjątkowo łatwy. Mimo to nadal wymagający, trzeba pracować nie tylko nogami, ale walczyć o utrzymanie optymalnego toru, przepychanie korzeni i kamieni. Cały podjazd kosztował nas kilka pozycji, ale kiedy tylko zrobiło sie trudniej, Magda odżyła. Jeszcze przed wypłaszczeniem niebo zaciągnęły ciemne chmury, zgodnie z prognozami. Szykuje się małe piekiełko;)
 
Wypłaszczenie szybkie, ale po korzeniach, kilka kałuż, dalej super odcinek do schroniska. Mija nas Arek, niezłe tempo. Kiedyś jeździłem z Arkiem na podobnym poziomie, może te czasu wrócą? ;) Zaczynamy zjazd. Mimo nastawienia na zjechanie możliwie wszystkiego w dwóch miejscach musiałem odpuścić, nie dla mnie póki co. Mimo tego, wyprzedzeniem sporo osób, a zjazd dał mi masę frajdy.
 
Na końcu technicznej sekcji czekam na Magdę ciekawy jak sobie radzi. Radzi sobie świetnie:)

Dalej szybkie zjazdy, mija nas Albert. Bufet. Masa ludzi, tłok, ale obsługa tutaj już bez zarzutów ogarnia temat. Zaczynamy podjazd na przełęcz Śnieżnicką. Długi, szutrowy, momentami stromy. Nie lubię, Magda tez. Przychodzą chwile słabości, Albert nam odjeżdża, inni zawodnicy też, ale dajemy radę, z uśmiechem na twarzy:)
 
Nie pamiętam przebiegu trasy na mapie, ale nastawiam się na szybkie zjazdy po starej kamiennej drodze. Zamiast tego na przełęczy odbijamy na grzbiet Żmijowca. Zaczyna kropić. Na grzbiecie nieosłoniętym drzewami zaczyn lać. Ulewa, jakiej jeszcze w górach nie przeżyłem.
 
Momentalnie szlak zamienia się w wartki potok, wpadamy w kałuże po oski. Mimo tego, śmiejemy się z Magda i napieramy. Zjazd jest.... ciekawy. Nic nie widać, hamulce nie reagują, turyści z przerażeniem w ostatniej chwili ociekają ze ścieżki. Armageddon. Na końcu zjazdu przestaje padać. Kolejny podjazd wygląda tak;)

Zjazd bardzo śliski, fajny. Widoczki na zamglona dolinę i zielone szczyty skąpane w chmurach - bajka. Zaczynamy podjazd na Czarna Gore. Długi, ale nie stromy. Pogoda się poprawia, wychodzi słonce, robi się cieplej. Humor dopisuje. Wiemy, że meta jest już blisko. Bufet na asfalcie przed szczytem podjazdu. Znany nam z prologu podjazd przy ogrodzeniu, dalej wąska ścieżka w borówkach i inaczej niż wczoraj, skręt w lewo. Wąsko, ślisko, czarne błoto jest nieprzewidywalne, do tego co chwila wykrzykniki, nie bez powodu. Wymagający, bardzo fajny zjazd.
 

Szybko robi się bardziej przystępny. Bilans to jedna moja gleba, nie jest najgorzej;) Przełęcz Puchaczówka i dalej podobnie jak na prologu, tyle, ze trasa jest wilgotna, nie pyli. Na końcówce Magda uczy się skakać przez przepusty i w pięknym stylu dochodzi jednego zawodnika, wyprzedza i szybko znika mu za kolejnym zakrętem.
Milo popatrzeć, bo naprawdę odblokowała się na zjazdach. Na mecie Magda zadowolona. To był dlugi, trudny etap. Pogoda zrobila swoje i na pewno długo będziemy pamiętać burzę, jaka nas spotkała po drodze.. Jutro kolejny etap, teoretycznie mniej wymagający, ale rownież z nowymi dla mnie odcinkami.
Z całego etapu skleiłem film:
Sudety MTB Challenge 2014 - Tour de Stronie Śląskie from ktone on Vimeo.

2014/07/27

Sudety MTB Challenge - prolog - Czarna Góra

Zbliża się godzina startu, ruszamy większą grupką na miejsce startu - kręcimy z Kasią i Filipem. W Czarnej Górze przy linii startu sporo znajomych, Michał i Jurek z teamu, Dorota z Gomoli, Adam Venutto Biewald, Gosia z Częstochowy i wielu wielu innych. Pogoda się poprawiła, nastroje dobre. Magda startuje dwie minuty przede mną - trzeba gonić.

Ruszam, początek asfaltem, szybko zjazd do lasu i dalej szutrami w górę. Podjazd nie jest ciężki, ale nogi zupełnie nie kręcą. Widzę, jak Michał startujący 30 sekund przede mną oddala się. Po ok. 3 kilometrach trasa się wypłaszcza, w międzyczasie mijam w dwóch czy trzech miejscach przecinające szutrówkę, którą jadę, single zjazdowe - drzewa owinięte materacami, korzenie, uskoki, robi wrażenie. Trasa robi się ciekawsza, jest płasko, ale po wcześniejszych ulewach, na szlaku zalega masa wody i błotka. Jadę za jednym zawodnikiem. Trochę się zagapiłem, bo pomimo słabego tempa, wyprzedzam go dopiero po kilkuset metrach, wpadając przy okazji w wodę po osie;)

Dalej szybki podjazd po płytach, zdecydowanie bardziej stromy zniszczonym asfaltem i podjazd wzdłuż ogrodzenia na szczycie dzisiejszej wspinaczki. Początek szarpię się, ale szybko odpuszczam, jest wąsko, ślisko, a z tyłu naciskają mocniejsi zawodnicy.

Zaczynam zjazd. Początek pośród borówek, mokre śliskie korzenie, super! Dalej zjazd po kamieniach, trochę błota, momentami stromo, ale bez problemów zjechane. Spodziewam się, że za chwilę dogonię Magdę. Docieram na Przełęcz Puchaczówka - Arek kibicuje, dzięki!

Dalej odcinek, który zaliczyliśmy na objeździe, generalnie szeroko i w dół. Szybko docieram do mety. Nie dogoniłem Magdy, co lepsze, okaże się później, że byłem wolniejszy na prologu. Mimo, że pierwsze wrażenie prolog zrobił słabe - większa część dystansu w dół, to jednak trasa przekonała mnie do siebie. Okolice Czarnej Góry dopiero poznaję, ale widzę, że jest potencjał na ciekawe ścieżki, jutro ciąg dalszy!

Sudety MTB Challenge - rekonesans

Sudety MTB Challenge - ulubiona impreza, choć tym razem w innej odsłonie. Grzesiek na 10 edycję wyścigu w Kotlinie Kłodzkiej zaproponował nową formułę - prolog i dwa etapy w Stroniu Śląskim, kolejne trzy etapy standardowo przez Góry Bialski, Złote, Bardzkie, Sowie, Suche z metą w Stołowych, w Kudowie Zdrój. Wprowadzono również dwa krótsze dystanse obejmujące tylko etapy w Masywie Śnieżnika. Zapisaliśmy się z Magdą w drużynie na dystansie 1/2, czyli prolog i dwa pełne etapy. W kontekście problemów ze zdrowiem, a zatem dłuższej przerwie od roweru, nie żałuję..
 Rezygnujemy z noclegu w szkole i podłączamy się do ekipy z Bydgoszczy w Danielówce - kapitalne miejsce, świetni gospodarze, bardzo fajne gospodarstwo z ładnym ogrodem i widokami, pyszne jedzenie i przede wszystkim bezbłędna atmosfera - dzięki! Do Stronia przyjeżdżamy w sobotę. Kilka dni wcześniej dowiadujemy się, że ze względu na zbyt małą frekwencję, będziemy klasyfikowani solo, mimo to planujemy jechać razem. Po przyjechaniu, odebraniu numerów, zakwaterowaniu się, od razu wskakujemy w lycrę i ruszamy na rekonesans trasy prologu. Na początek podjazd do Siennej, odpuszczamy podjazd na Czarną Górę - skracamy do Przełęczy Puchaczówki.
 Trasa od tego miejsca poza krótkim odcinkiem, to praktycznie same szybkie szutry, niedobrze, kiepsko mi pasuje taka idea prologu..
 W niedzielę start dopiero po godz. 16. Jest sporo czasu na dopieszczanie rowerów:)
 Około południa ruszamy na objazd trasy. W Siennej łapie nas burza..
 Dobry kwadrans czekamy w kapliczce na przełęczy.. Szykuje się ciekawy prolog:)

 Od znajomych dowiaduję się, że sam zjazd z Czarnej Góry jest bardziej wymagający niż szutry do mety - jest nadzieja na coś ciekawego:)