2014/04/26

Volvo MTB Marathon - Murowana Goślina

To że nowy rower sam jeździ już wiem. Teraz nadeszła chwila na przetestowanie go w warunkach wyścigowych. Trasa w Murowanej Goślinie niewiele różni się od tras mazowieckich, więc nie powinno być niespodzianek – szybkie leśne drogi, lekkie podjazdy, korzenie, trochę piachu.
 Na kilka minut przed startem mam ogromne obawy, że nie wystartuję. Bałagan organizacyjny z sektorami trochę podnosi ciśnienie, ale szczęśliwie w ostatniej chwili ruszam równo ze wszystkimi z dystansu mega.
po szybkim początku docieramy na wąskie ścieżki nad Wartą. Jedzie mi się dobrze. Błoto nie przeszkadza, a rower jedzie tak jak chcę. Jak trzeba przyspieszyć i wyprzedzić to jest z czego przycisnąć. Za pierwszym bufetem łapię dobre koło i w zawrotnym tempie pokonujemy kolejne kilometry. Do góry Dziewiczej jedziemy w praktycznie niezmienionym składzie. Za trzecim bufetem jadę już samotnie, ale niedługo bo dogania mnie Ela. Razem nieźle dajemy czadu bo doganiamy i zostawiamy w tyle opadających z sił zawodników. Po niecałych trzech godzinach docieram na metę zadowolona.
Wyścig wypadł dużo lepiej niż się spodziewałam. Rower spisał się rewelacyjnie. Po płaskim i w dół pędzi jak szalony. Teraz czas sprawdzić jak się będzie podjeżdżało i czy dowiezie mnie na kolejne pudło, ale to już na kolejnej edycji w Złotym Stoku. Magda
MTB Marathon w Murowanej Goślinie. Organizatorzy twierdzą, że start na stosunkowo płaskiej jak na standardy cyklu trasie jest dobry na początek rywalizacji, niejako na przebudzenie po zimowym odpoczynku. Nigdy nie podobała mi się taka koncepcja – chcemy wymagających tras, długich podjazdów i technicznych singli w dół. Tym razem jednak jest inaczej. Po głupim błędzie w Daleszycach, będzie to dla mnie pierwszy start w sezonie. Start w Murowanej Goślinie odpowie zatem na kilka pytań: czy nadal chce mi się gonić przez blisko 5 godzin, czy zmiana roweru na taki na dużych kołach to słuszna inwestycja –wszak nie zaliczyłem do tej pory na nowym sprzęcie żadnego wyścigu, jak sprawdzi się w praktyce nowy zwyczaj rozgrywania dystansu GIGA na pętli, i najważniejsze, w który miejscu pogoni za formą jestem. To ostatnie pytanie nurtowało mnie najbardziej, po niespecjalnie mocno przepracowanej treningowo zimie.

Wyjeżdżamy wcześnie rano z Magdą i Jarkiem, w końcu to tylko 350 km, większość autostradą. Pogoda fatalna, pada, im dalej od domu, tym deszcze przybiera na sile. Na miejscu jednak słonecznie – to już mała tradycja, bo trzeci raz jadę ten maraton i zawsze jest podobnie z pogodą. Na miejscu jak zwykle cała masa znajomych twarzy, a tyle mówiło się o tym, że cyklu Grześka powoli umiera. Spora frekwencja cieszy szczególnie, że równolegle w Warszawie rozgrywana jest pierwsza edycja Skandii i któraś z rzędu cyklu Legia MTB Maraton. Nazajutrz planowane są kolejne maratony Poland Bike i Merdia Mazovia Marathon. Robimy krótką rozgrzewkę i stajemy w sektorze. O dziwo przysługuje mi II sektor, ale nie ma to większego znaczenia, bo na dystansie GIGA startuje zaledwie ok. 70 osób.

Start jak zwykle nerwowy, mam jednak wrażenie, że nie tak szybki jak zwykle. Jadę jednak dziwnie ostrożnie i tracę sporo pozycji. Migają mi pomarańczowe koszulki – Kamila, Jurka i w końcu Michała. Ucieka też Jarek. Nie gonię, bo mam wrażenie, że tylne koło flaczy.. Okazuje się, że nadal nie doceniam właściwości tłumiących tylnych widełek, grubego balona opony  i nieco zbyt miękkiego zaplotu koła. Kosztuje mnie to spadek prawie na koniec peletonu. Na nadwarciański odcinek trasy, który bardzo lubię wpadam za Jarkiem i Anią Świrkowicz. Trasa jest pagórkowata, kręta. Nie czuję się mocno na podjazdach. Robi się ciepło, dokuczają muchy ;) W końcu znajduję swój rytm i jadę w miarę dobrym tempem. Przed słynnym przejazdem przez Trojankę, który jak zwykle gromadzi fotografów, wyprzedzam Jarka. Po fajnym odcinku skrajem lasu jadę sam i nieco uciekam. Szybko po wyjechaniu na otwardy teren rezygnuję i czekam na Jarka i goniących Ewelinę i Wojtka. Razem zamykamy pętlę MINI, przecinamy trasę i wskakujemy na pętlę. Pętlę, którą pokonamy dwukrotnie.
Kilka kilometrów szybkich szutrów z nielicznymi raczej łagodnymi podjazdami kosztuje mnie sporo sił. Jarek mi ucieka i nie jestem w stanie dogonić. W międzyczasie dochodzi mnie czołówką MEGA – samotnie uciekający Darek Poroś i grupa pościgowa. Łapię na koło, nie wpycham się, bo nie chcę przeszkadzać, jadę spokojnie na końcu grupki. Dziwię się, bo tempo nie jest bardzo mocne. Jedziemy tak kilka kilometrów. Krótki podjazd… i tyle ich  widziałem. Grupa wykorzystuje każdą okazję do zerwania maruderów. Na odcinku przez pagórki przed Dziewiczą Górą jadę jeszcze w dobrym tempie. Dobrym dla mnie, bo mijający mnie MEGOWCY dosłownie nokautują mnie siłą. Choć 2 grupa pościgowa technicznie nie zachwyca, kiedy obserwuję maruderów. Kolejne kilometry „wytchnienia”, a więc wywieszony jęzor i walka o przetrwanie. W końcu jest, mityczna Dziewicza Góra. Ku mojej uciesze, teogoroczna trasa poprowadzona jest lepiej – ostre podjazdy parowami, doganiam Jarka i zjazd tzw. killerem. Gdzieś wśród kibiców słyszę doping od Mariusza – dzięki! Kolejny podjazd, zjazd, podjazd i wyjazd na szutry. Szybko się to wszystko skończyło. Trzeba jednak przyznać, że ta pętelka na Dziewczej daje w kość!

Zjeżdżamy się z Jarkiem na bufecie. Mijają nas kolejni MEGOWCY – łapiemy koło. Tempo rośnie, ale utrzymujemy się. Koledzy za punkt honoru postawili sobie zerwanie nas z koła, ale dzielnie się trzymamy. Wyraźnie poirytowani, że nie dajemy długich zmian, a jedynie kilka poprawiamy szarpnięcia, odpuścili. W ten sposób, cały dystans do rozjazdu jedziemy w bardzo dobrym tempie, do grupki doszło dwóch kolejnych zawodników, dwóch urwaliśmy. Żarty skończyły się tuż przed rozjazdem, kiedy Jarek zauważył rosnące napięcie w grupie żartując, że chłopaki zaczynają finisz. Rozjazd. Zostajemy sami :)

Pogoń mocno mnie zmęczyła i muszę odpocząć, Jarek nie protestuje. Na pagórkach przed Dziewiczą doganiają nas Ewelina i Wojtek. Razem jedziemy do Dziewiczej. Na podjazdach brakuje siły, mimo, że bardzo uważnie pilnuję jedzenia i picia. Zjazd killerem daje sporo frajdy. Fajna ta pętla. Murowana Goślina to trasa, na której dystans GIGA na pętli jest dobry rozwiązaniem! Ostatni podjazd daję z buta – jestem już naprawdę zmęczony. Kolejne kilometry gonimy z Jarkiem Ewelinę i Wojtka, którzy uciekli nam na Dziewiczej. Jarek nieco osłabł i jadę sam. Na bufecie jednak znowu się schodzimy. Boję się, nauczony doświadczeniem z poprzednich lat, że jako jest to mój pierwszy start w sezonie, mogę się spodziewać za chwilę kurczów i totalnego zgonu. Ku mojemu zdziwieniu jest inaczej – dochodzę Ewelinę i Wojtka, chwilę jedziemy razem, daję zmianę i chwilę później jadę sam. Do mety trzymam tempo. W międzyczasie pogoda  się popsuła, przez kilka minut nawet mocno pada, grzmi. Na metę wpadam w deszczu i zmarznięty.

Wrażenia? Naprawdę podobał mi się ten wyścig! Mimo jazdy na kole, mimo jazdy na pętli, mimo niewielkich przewyższeń i prostackich wręcz trudności technicznych, które ograniczały się do kilku kałuż i korzeni. Dystans pokonany z megowcami dodał nam skrzydeł. Kolarsko bardzo fajne doznania. Zaskoczyła mnie moja dyspozycja i mimo, że wynik sportowo bardzo słaby, to brak problemów z kurczami, bólem pleców czy zgonem, dobrze rokuje na przyszłe wyścigi – chyba jest cień szansy, że sezon nie jest stracony:) Rower spisał się świetnie, większe koło oczywiście gorzej przyspiesza, fizyki nie da się oszukać, ale raz rozpędzone, znacznie lepiej pokonuje korzenie, piach, błoto czy wyboje. W miasteczku oczywiście było sporo czasu do rozmów ze znajomymi. Brakowało mi tego :) Kolejny start już za dwa tygodnie w Złotym Stoku. Tomek

wyniki:
Magda czas 02:53:39,60 pozycja 8 Open / 5 K2
Tomek czas 04:26:10,79 pozycja 50 Open / 12 M2

2014/04/21

Wielkanocny zajączek pod Dębem Kobendzy z RK

Wycieczka z rowerowykampinos.pl pod Dąb Kobendzy..
 pogoda super..
 towarzystwo dopisało
 dawno nie odwiedzany szlak z Granicy do Kozich Gór - Kacapska Droga
 Wielkanocny zajączek :)
 

2014/04/20

Wielkanocna niedziela w mieście..

Po świątecznym śniadaniu udało się wyskoczyć na lekkie kręcenie po mieście...
miasto puste, super, tylko dlaczego po niespełna godzinie ulewa wygoniła mnie z powrotem do wielkanocnego stołu?

2014/04/18

Technika - Forty Bema i WAT

Kolarstwo to taki fajny sport, na wynik składa się wiele elementów. W każdej dyscyplinie poszczególne elementy są ważne w różnym stopniu. W kolarstwie górskim bardzo ważnym elementem jest technika, panowanie nad rowerem, umiejętność szybkiego pokonywania trudnych fragmentów trasy. Wiele osób o tym nie pamięta, a jeszcze więcej nie chce się z tym pogodzić. My na szczęście podchodzimy do tematu inaczej - trening techniki jest najprzyjemniejszy:)

Wybraliśmy się z Magdą i Gustawem popracować nad sobą, na początek Forty Bema. Świetne miejsce do zrobienia mocnych interwałów, ćwiczenia agrafek..

i zjazdów..
Później przetransferowaliśmy się na WAT, gdzie dwie oznaczone trasy pozwalaja szlifować ogólnie pojęte panowanie nad rowerem.



Świetne trasy, idealne na mocny trening,  a jednocześnie dające sporo frajdy. Nie ma długich podjazdów i karkołomnych zjazdów, ale naprawdę można popracować nad sobą! Magda na tym treningu testowała nowy sprzęt, ale o tym napisze sama :)



2014/04/17

Czwartkowy KPN

Powrót do dawnej tradycji czwartkowych treningów w KPN? Oby! Umówiliśmy się z Jarkiem i zrobiliśmy wspólnie mocno trasę do Roztoki.

Dalej gnałem już sam przez Łubiec i Leszno. Dzień jest już wystarczająco długi - trzeba korzystać.

2014/04/14

MTB Cross Maraton - Daleszyce

Czas zacząć ściganie. Pierwszy maraton w sezonie 2014 to Daleszyce w Świętokrzyskiej Lidze Rowerowej. Maraton lubię dzięki ciekawej trasie. W tym roku na starcie stanęło rekordowo dużo zawodników,wśród nich znajome twarze. Fajnie wreszcie spotkać się po zimowych przygotowania i skonfrontować formę :)

Pamiętałam trasę wyścigu z zeszłego roku i w trakcie jazdy mniej więcej potrafiłam przewidzieć co mnie zaraz czeka. Po szybkim początku docieram na usiany kamieniami podjazd, rower lubi uskoczyć gdzieś na bok na luźnych kamieniach, ale większość podjazdu ‘pod kontrolą’ w siodle. Wzmacnianie korpusu i trening równowagi owocują, na pewno pomogły w lepszej kontroli roweru.
Szybko mijają kolejne kilometry trasy, obfitują w podjazdy i zjazdy, jednak to tylko dojazd do wisienki na torcie tego maratonu, czyli Zamczyska. Na tym odcinku kolejny raz przekonuje się, że nie ma co ufać pamięci, bo ten podjazd i zjazd z górki wydawał mi się dużo trudniejszy. Skończyło się tym, że obawy zmieniłam się w mega frajdę ze zjazdu:) 
Myślałam, że do końca będzie szybko i łatwo. Po części to się spełnia, bo szybko było. Trasa nie stanowi problemu, ale tempo przeciwniczki, którą staram się gonić, już tak. Niestety z rywalizacji dość szybko odpadam. 10 km to zbyt długi odcinek by jechać na 110%.
Co jest jeszcze do poprawy to wiadomo, ale są też elementy, w których czuję się pewniej niż przed rokiem, wypady w góry procentują. Wynik super, w kolejnych startach będzie walka!

2014/04/07

Zakopane - dzień IV - Droga pod Reglami, Polana Chochołowska i Gubałówka

Ostatni dzień naszego pobytu na Podhalu. Pogoda od samego rana zachęca - wykorzystaj mnie! Ruszamy z Magdą, Jarkiem i Pawłem. Wcześnie jak na nas, bo kwadrans po 9. Droga pod Reglami..
 Fajny szlak, naprawdę daje dużo przyjemności z jazdy, góra dół, są momenty techniczne, cały czas coś się dzieje. Wskakujemy w Dolinę Chochołowską - jeden z trzech szlaków na terenie TPN dostępnych dla rowerów..
 Dojeżdżamy do Polany Chochołowskiej - cudowne widoki na zachodnie szczyty Tatr..
 ..Chochoły i krokusy. Dojeżdżamy do schronika, kawa i obowiązkowo przysmak chochołowski, czyli szarlotka ze śmietaną i jagodami, latem ze świeżymi.
 Fajny szlak widokowo, jednak mało MTB, do tego w sezonie pełno tu ludzi, więc na pewno bywa nerwowo. Na rozjazd jednak w sam raz. Wracamy Drogą pod Reglami..
 W Kościelisku wspinamy się Drogą Papieską pod Butorowy Wierch i żegnamy się z Podhalem - atakujemy zjazd z Gubałówki:)

Bez wątpienia to był świetny wyjazd. Panorama Tatr, podhalańskie "pagórki", techniczne sekcje, jest też całe mnóstwo dobrych asfaltowych dróg - jest gdzie potrenować i co nie mniej ważne, zawiesić oko. Polecam!
Dla zainteresowanych link do kompletnej galerii z wyjazdu - klilk.

2014/04/06

Zakopane - dzień III - Gliczarów Górny i Pasmo Gubałowskie

Dzisiaj w planach mamy zaliczyć całe Pasmo Gubałowskie. Pogoda słaba, bo niebo zaciągnięte jest ciemnymi chmurami, mocno wieje, a temperatura nieprzyjemnie niska. Do tego ze zdrowiem u mnie jakby coraz słabiej.. Ruszamy asfaltami z Olczy, ostro w górę, chwilę później próbujemy zjechać do Poronina polnymi drogami, które mają to do siebie, że szybko się kończą.. Mijamy Poronin i w Białym Dunajcu zaczynamy słynny podjazd do Gliczarowa Górnego..
Podjazd w zasadzie nieco nas zawiódł, wiadomo przełożenie 24x36 to co innego niż 39x25;) Na górze fajny krajobraz Podhala, podobnie jak w Beskidach, tyle, że zamiast gęstych borów - pola i gospodarstwa:)
Nieco błądzimy, ale w końcu odnajdujemy szlak do Poronina, który prowadzi nas stokami Galicowej Grapy, stokami usianymi ściętymi drzewami.. 
..i rąbanką :)

W Poroninie przerwa na mały posiłek - "domowa" pizza i w drogę. Przecinamy Suchy Potok...
 i zaczynamy wspinaczkę. Na mapie stok wygląda dosyć przystępnie, licząc poziomice wychodzi średnie nachylenie ok. 10%. Początek jednak wzdłuż wyciągu narciarskiego z buta. Dalej już przyjemną ścieżką pośród wysokich sosenek..
 Mijamy wyciąg Harendzie, widok na Zakopane i Tatry niesamowity. Większe wrażenie jednak robi nachylenie stoku narciarskiego i zbudowanej obok trasy DH ;)
Dalej śmigamy asfaltami w stronę Gubałówki.
 Na stokach Gubałówki robimy coffee brejka - ja chyba najbardziej potrzebuję przerwy, bo czuję się fatalnie, lekkie przeziębienie dosłownie zwala mnie z nóg. Mimo to zupełnie nie psuje mi frajdy z jazdy, tym bardziej, że doskonale wiem, co nas czeka za tzw. rogiem;) Powtórka ze wczoraj butorowych singli!
 Najtrudniejszy odcinek singla numer II powtarzamy z Pawłem, jednak dropa przez pień sosny żaden z nas nie zaatakował. Wspinamy się ponownie na Butorowy..
 Jedziemy jednak z powrotem na Gubałówkę i zaliczamy czarny szlak do Zakopanego..
 Piękny wypad. Pasmo Gubałowskie okazało się kapitalnym poligonem do treningu nie tylko kondycji, ale przede wszystkim techniki jazdy po korzeniach, dropów i po opadach zapewne również po błocie;)

2014/04/05

Zakopane - dzień II - Butorosingle!


Na dzisiaj zaplanowaliśmy eksplorowanie bardziej przystępnych szlaków. Dzięki uprzejmości Bukola z RP, który zaproponował oprowadzenie po okolicy. Jarek jedzie z nami.
Na początek Droga pod Reglami. Fajny, interwałowy szlak. Na wysokości dolinki Za Bramką dołącza do nas Wojtek i w 6tkę ruszamy na zachód. Pogoda super, słonecznie i cieplej. Na podhalańskich łąkach kwitną krokusy, pięknie..
Zaczynamy podjazd pod Palenice Kościeliską - najwyższy szczyt pasma.
Jedziemy przez Roztoki, Plażówkę..
Mijamy polanę Miętówka, z której rozpościera się świetny widok na zachodnie Tatry..

 Szlak bardzo zroznicowany, od zniszczonych zrywką stokówek...
..przez wąskie, techniczne ścieżki..
Mijamy szczyt Palenicy Kościeliskiej i przez Butorów docieramy pod wyciąg na Buforowym Wierchu – tutaj startują dwa single, gwóźdź programu:)
Co tu dużo mówić – świetna zabawa. Pierwszy singiel jest nieco bardziej płynny, łatwiejszy, choć ostra końcówka obnaża słabość naszego lekkiego sprzętu..
Przed drugim singlem czeka nas jeszcze ostra wspinaczka, ale warto!
Singiel numer 2 jest bardziej wymagający, mniej płynny, momentami trawersuje stok i kończy się ostrą ścianką, wg Garmina 45%-ową..
Zjeżdżamy do Kościeliska, żegnamy się z Marcinem i Wojtkiem i śmigamy do Zakopanego na obiad. Butorosingle na pewno jeszcze odwiedzimy!
Dzięki Panowie za oprowadzenie po okolicy!
Wieczorkiem, dosłownie tuż przed zmrokiem poszliśmy spacerkiem na Rusinową Polanę – piękne miejsce z kapitalnym widokiem. Kapitalny byłby również zjazd od kościoła w Wiktorówce nieco niżej..