Tak jak pisałem w relacji z maratonu w Karpaczu - wyjazd wydłużyliśmy w miarę możliwości, bo Karkonosze to miejscówka do MTB zacna i trzeba korzystać, skoro już tu jesteśmy!
W poniedziałek po maratonie, oczywiście obolali i wymordowani trudem wczorajszego wyścigu, ruszyliśmy jednak na tzw. rozjazd. Element maratonowych wyjazdów chyba lubiany na równi z samymi maratonami;)
Na początek jedziemy z Tomkiem i Jarkiem na Przełęcz Okraj. Z Karpacza łatwy podjazd zielonym z pięknymi widoczkami, nie tylko na góry..
Zjazd do Budnik - mam nadzieję, że trafimy na ścieżkę, którą jechaliśmy na maratonie przed dwoma laty, niestety nie trafiliśmy i pozostał nam żółty szlak. Bardzo ładny, ale nie na rower, albo zwyczajnie za słabi jesteśmy:)
Znowu podjeżdżamy, szutry prowadzą nas na Przełęcz Okraj, szutry znane nam zresztą z tego samego maratonu..

Zaczynamy zjazdy, początek łatwy i szybki..
Szybko jednak zaczyna się zabawa:)
Genialny zjazd, naprawdę warto dla takich szlaków targać rower nawet na plecach, chociaż tutaj nie ma takiej potrzeby:) Zjeżdżamy do Karpacza, obiad, Jarek i Tomek pakują się i wracają, my z Magdą mamy jeszcze wiele godzin:) Na początek wspinamy się na Karpatkę poćwiczyć słynne agrafki. Cały stok Karpatki od miasta jest usiany wymagającymi ścieżkami, korzenie, głazy, uskoki, miód!
Agrafki zaliczone dwa razy, analizuję rockgarden dalej, w sumie odcinek do zrobienia, ale nie czuję się pewnie i nie próbuję.. później będę żałował. Jedziemy w górę, słynną ścianką na tyłach Gołębiewskiego..
W końcu kolejny ulubiony odcinek w Karpaczu - zjazd z Chomontowej do Borowic. Wczoraj na maratonie z problemami, dzisiaj zdecydowanie łatwiej, płynniej. Warunki lepsze, bo mniej wody na kamieniach i brak ludzi, można wybrać optymalną ścieżkę. Mam jednak wrażenie, że również głowa wolna..
Dalej podobnie, jak na maratonie, podjazd i zjazd z Grabowca, świetny, płynny odcinek, mega zabawa!
Krótki zjazd do Sosnówki uzupełnić bidony i wdrapujemy się spowrotem w góry. Robimy kolejny zjazd, który wczoraj mnie pokonał - dzisiaj jadę bez zastanowienia, raczej ze zdziwieniem, o co chodziło wczoraj... Spotykamy lokalesa i we trójkę jedziemy dalej trasą maratonu - kolejny punkt do zaliczenia to ścianka do asfaltu.
Z drogi sudeckiej zamiast Chomontową, jedziemy asfaltem, który w tym roku wypadł, a szkoda, bo łącznik do Chomontowej bardzo wymagający..
Z Chomontowej znowu zjazd do Borowic, tym razem jadę bez postojów na zdjęcia - czas jakieś 2 minuty lepiej niż na maratonie, bez komentarza..
Lokalny rider prowadzi nas do Karpacza częściowo znanymi, częściowo nowy ścieżkami - okolica poraża ilością szlaków, singli, łatwych, trudnych, multum tego. Tylko pozazdrościć!
Kończymy nasz rozjazd, na Garminie ponad 2300m w pionie, no ładnie;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz