2014/05/10

Volvo MTB Marathon - Złoty Stok

Nadszedł czas na prawdziwe ściganie na górskiej trasie. W tym roku trasa Złotym Stoku, podobnie jak i inne edycje, poprowadzona jest na pętlach. W teorii brzmi to fatalnie, z drugiej jednak strony dwukrotnie pokonywany podjazd na Borówkową i przede wszystkim zjazd – będzie dobrze. Tradycyjnie śpimy w Złotym Jarze, a więc na start mamy w dół. Przed startem spotykam wiele znajomych twarzy, m.in. ekipę z pomorza, góry przyciągają prawdziwych fanów mtb!

Ruszamy, oczywiście brak porządnej rozgrzewki skutkuje od razu spadkiem na koniec stawki. Mimo to już na pierwszych ostrzejszych odcinkach podjazdu na Jawornik Wielki odrabiam. Szybko doganiam Michała i Jarka i jedziemy razem. Krótki postój w krzakach i znowu muszę gonić. Podjazd robię równym tempem, bez fajerwerków, ale nie jest źle. Wpadam na krótki zjazd z Jawornika – zawsze na maratonie słabo tu zjeżdżam, choć nie ma wielkich trudności. Tym razem jest podobnie, zjeżdżam nieco nerwowo. Do rozjazdu dochodzę Michała, który puszcza mnie przodem na zjazd do Orłowca. Znowu nieco nerwowo, choć już lepiej. Mija mnie Michał D. niezłym tempem – to dziwne, bo w Żywieckim miałem wrażenie, że zjeżdżam już nieźle. Na najbardziej kamienistym odcinku ze strumieniem małe zamieszanie, ktoś leży, kilku zawodników, w tym Jarek, idą – pomyślałem atakuję. Niestety na jednym z większych kamieni rower się zatrzymuje, a ja lecę na bok. Boli, ale wstaję szybko i gonię. Ręce bolą od zjazdu, wyprzedza mnie Adam z Rossmana. Orłowiec i bufet.


Zaczynam drugi długi podjazd. Staram się gonić Adama. Jadę z Grześkiem. Adam ucieka, dochodzi mnie Michał i razem jedziemy cały podjazd w dobrym tempie. Słońce grzeje, leje się ze mnie dosłownie jak bym wpadł pod rynnę. Szybkie zjazdy do Lutyni przez Skalny Wąwóz – ładny odcinek, ale kolarsko beznadziejny, szybki i niebezpieczny, szczególnie, że było sporo turystów. Znowu bufet, garść rodzynek i czas zacząć najbardziej wymagający podjazd na Przełęcz Lądecką. Okryty złą sławą podjazd po trawie tym razem jednak wyjątkowo przyjemny, lekki wiatr w plecy i twarda ścieżka – na właściwy podjazd na Borówkową wjeżdżam z Michałem przed Jarkiem. Dochodzi mnie Dawid z Gomoli i razem z Michałem uciekają. Mijają mnie również pierwsi zawodnicy z dystansu MEGA. Podjazd robię cały w siodle, jest lepiej niż się spodziewałem, bo szczerze obawiałem się, czy nie zabraknie mi przełożenia. Przed polaną na szczycie dochodzę Michała.Oj przydałby się postój na zimną Holbę :)

Zjazd z Borówkowej znam dobrze i choć daleki jestem od twierdzenia, że szlak jest łatwy, to opanowałem go dosyć dobrze. Na pierwszym szybkim odcinku szybko dochodzę i wyprzedzam dwóch zawodników. Dojeżdżam do Eweliny z Twomark, ale nie naciskam. Sekcję kamieni jadę już z duszą na ramieniu, nie czuję dobrze roweru, na jednym uskoku odpuszczam, nie jest dobrze. Na ostatniej sekcji korzeni zatrzymuję się, ból dłoni jest tak mocny, że nie mam siły trzymać kierownicy. O co chodzi? Mimo wszystko do bufetu na Przełęczy Różaniec dojeżdżam z bananem na twarzy. Tuż za bufetem… łapie mnie potwornie mocny skurcz. Nie jestem w stanie nawet zejść z roweru. Wszyscy wyprzedzeni zawodnicy szybko mnie mijają. Ostatecznie siedzę przy drodze kilka minut… Praktycznie 90% podjazdu spowrotem pod Jawornik robię z buta, tracę kolejne minuty..

Nieco podłamany zaczynam drugą rundę. Zjazd do Orłowca teraz bardziej asekuracyjnie. Bufet w Orłowcu – garść rodzynek. Na podjeździe dochodzę dwóch zawodników, jeden mnie. Cały czas mam na ogonie zawodniczkę w biało-niebieskim stroju. Zjazdy do Lutyni szybko. Znowu bufet, mimo, że nie czuję pragnienia, staram się dużo pić. Boję się znowu skurczy. Jest naprawdę ciepło. Na podjeździe na Przełęcz Lądecką widzę Jarka, ale jest kilka minut przede mną. Jadę naprawdę słabym tempem. Mijam ogon MEGA. Podjazd na Borówką niestety tym razem mnie pokonał, krótki odcinek z buta. Szczyt i zjazd. Znowu jadę niepewnie. Na najbardziej technicznym odcinku znowu odpuszczam i mija mnie zawodniczka – później okaże się, że to dziewczyna z Czech, triumfatorka w kategorii K2. Korzenie na końcu już lepiej niż na pierwszej rundzie, ale nadal słabo. Bufet – zajadam się grejpfrutami i rodzynkami, ach już nie mogę się doczekać arbuza na MTB Challenge :) Podjazd pod Jawornik znowu w większej części z buta, szybki odcinek z kałużami do rozjazdu i zaczynam zjazdy do mety. Bardzo szybkie z dwoma krótkimi ciekawszymi odcinkami na ostatnich kilometrach. Meta.

Całkiem dobre tempo na pierwszej rundzie, szczególnie biorąc zupełny brak treningów w ostatnich tygodniach. Niestety znowu za mało piję i mam problemy ze skurczami. W zeszłym sezonie bardziej się pilnowałem i było lepiej. Kwestia słabych zjazdów i bólu dłoni rozwiązała się po tym, jak sprawdziłem ciśnienie w przednim kole – blisko 2ATM to nie jest dobre ciśnienie na zjazdy pełne korzeni. Sportowo start fatalny, ale po wyeliminowaniu ewidentnych zaniedbań, powinno być lepiej!


Po maratonie oczywiście wymiana wrażeń ze znajomymi, porządna micha makaronu i dekoracje. Pomijając wynik, bardzo udany maraton, dobra pogoda, ciężka, skumulowana trasa, bo nie często zdarza się pokonać blisko 2500 m w pionie na niespełna 60 km, szczególnie, że większość zjazdów była dość łagodna i długa. Tak trzymać  Grzegorz! Tomek

Ze Złotym Stokiem mam same miłe wspomnienia. W tym roku też od początku wszystko fajnie się układało. W sektorze miłe pogawędki z Martą, z którą nie rozstawałam się praktycznie do mety:) Na podjeździe minął mnie Borys, Artur, Ela i Zbyszek, ale ostatnich dwoje wyprzedziłam tuż przed pierwszym krótkim zjazdem. Tu zaliczam pierwszy sukces, cały zjazd zjechany! Do Orłowca zjeżdżam tylko z dwiema podpórkami po drodze, też nieźle. Podjazd za pierwszym bufetem w Orłowcu to pogoń za Arturem i ucieczka przed Martą. Obydwie operacje nieudane, Artur znika z pola widzenia, a za plecami pojawia się Marta. Podjazd łąką z Lutyni zaczynam spokojnie, gdyż obawiałam się że zabraknie mi przełożeń. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Podjazd na Borówkową wydaje mi się krótszy i łatwiejszy niż we pamiętałam z poprzednich lat. Na zjeździe z Borówkowej doświadczam, dlaczego ludzie jeżdżą i chwalą 29ery. Rower może nie płynie, ale pokonuje wszystkie te wertepy znacznie lepiej niż małe koło. Dodatkowo cieszy mnie, że utrzymuję się za Marta. W zeszłym roku uciekła mi w dół aż się kurzyło. Ostatni podjazd z już wyraźnym bólem w krzyżu, który zmusza mnie do puszczenia koła Marty. Tylko na chwilę, ale luki która się utworzyła już nie potrafię skasować aż do mety. Walka była na całej trasie i wiem gdzie popełniłam błąd, który kosztował mnie 7 sekund straty na mecie. Mimo to jestem zadowolona, bardzo udany start! Magda

wyniki:
Magda czas 02:57:57,98, pozycja 14 Open / 9 K2
Tomek czas 04:39:26,47, pozycja 82 Open / 24 M2

podziękowania za zdjęcie dla Bartka Sufina, lovebikes.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz