Sobota. W prognozach pogoda żyleta. Temperatura jak w lecie, słońce. Bajka. Dzisiaj jedziemy w stronę Karpacza. Zaczynamy podjazdem w stronę Łabskiego Szczytu, do Czeskiej Ścieżki. Pogoda rzeczywiście piękna, światło niesamowite!
Zjazd Czeską Ścieżką. Genialny. Na sztywny rower momentami ciężki, to już jest walka o przetrwanie, ale do zjechania, daje satysfakcję, za to właśnie kocham Karkonosze:) Nie jest bardzo stromo, ale olbrzymie kamienie skutecznie ograniczają optymalny (jedyny możliwy) tor jazdy.
Dalej jedziemy śladem trasy maratonu w Karpaczu z 2011 roku. To był mój pierwszy Karpacz. Pamiętam do dziś, bolało;)
Przebijamy się do Zachełmia. Tutaj szukamy słynnych singli. Pamiętam, że na tym odcinku w 2011 roku zrozumiałem czym jest flow...
Single kończą się wymagającym w tych warunkach (wilgotne liście na skałach) zjazdem do asfaltu w Przesiece..
Zaczynamy mozolną wspinaczkę przez Przesiekę w kierunku Chomontowej Drogi, światło nadal zachwyca, szkoda, że w plecaku nie mam lichego nawet APARATU..
Na Chomontowej spotykamy endurowców - dzisiaj w wokół Przesieki rozgrywane są zawody z cyklu EMTB.
Na zjeździe do Borowic, słynnych telewizorach, bardzo szybko trafiamy na trasę endurowców. Chwilę dopingujemy. Nie ma mowy jednak o jechaniu po trasie, po co psuć zabawę innym. Odwrót.
Jedziemy przez Przełęcz pod Czołem i wspinamy się na Czoło. Na maratonie zazwyczaj zjeżdżamy żółtym szlakiem, okazuje się jednak, że i podjazd jest możliwy. Nie jest lekko, ale to co jest dalej, wynagradza wysiłek.. Prawdziwa wisienka, będąc w Karpaczu, praktycznie pod nosem, genialny, wymagający i po prostu trudny zjazd.
..co jeszcze lepsze, na koniec, bez większej wspinaczki, lądujemy na szlaku na Grabowiec. Jeden z moich ulubionych szlaków.
Niestety początek zjazdu jest kompletnie wykastrowany, ciężki sprzęt wyrównał wąskiego singla pełnego korzeni, kamieni i uskoków:( Na szczęście druga część z kapitalną rynną pełną głazów została nietknięta.
Jedziemy podobnie jak na maratonie w tym roku, kawałek asfaltem i na Babią Ścieżkę, po drodze zaliczając półmetrowe koleiny pełne błota.. Zjazd do Sosnówki fajny, kolory jesieni zachwycają:)
W Sosnówce uzupełniamy paliwo (bułka i kabanos) i ustalamy plan na drugą część dnia. Jedziemy na Zamek Chojnik. W Podzamczu wskakujemy na żółty szlak. W większości szlak w siodle, choć są fragmenty do wspinaczki z rowerem na plecach. Cały jednak bardzo ciekawy i ładny.
Pod Zamkiem przebywamy nie w pełni legalnie, teren ten bowiem jest enklawą KPN. Kompletnie bez sensu, ale nie mnie to oceniać.
Zjazd wymagający, chociaż niestety nie po naturalnej ścieżce, a po głazach ułożonych w coś na kształt schodów. Niemniej można złapać skilla;)
Dalej zielonym szlakiem do Jagniątkowa. Fajny odcinek, początkowo łagodnie trawersuje wzgórze..
By na końcu rzucić brutalnie stromą ścieżką pełną liści, kolein, kamieni i korzeni. To wszystko przy kapitalnym świetle:)
Z Jagniątkowa dalej zielonym szlakiem. Odcinek do połączenia ze szlakiem żółtym można sobie spokojnie odpuścić. Nic specjalnego, sporo pchania. Zastanawiają nas tylko oznaczenia farbą korzeni i strzałki Bike Adventure, sugerujące, że tędy prowadziła trasa. Maratony Grabka mają opinię łatwych, pytanie tylko czy słusznie?
Łączymy się z żółtym szlakiem i dalej trawersujemy Grzybowiec i zjeżdżamy do Michałowic. Świetny szlak. Sporo skałek, wymagający podjazd i bardzo fajny zjazd, szybki, momentami spore kamienie. Podoba mi się. Pagórki niskie, ale szlaki naprawdę zacne!
Z Michałowic nie ma wielkiej filozofii - jedziemy zielonym szlakiem do Kamiennej. Kolejny genialny szlak. Jeden długi rockgarden, ale w zasięgu sztywniaka:)
Kawałek Ścieżką Prellera wzdłuż Kamiennej i odbicie w kierunku kwatery, kawałek szlakiem rowerowym. Jedno trzeba przyznać, w tych okolicach szlaki rowerowe są ciekawe;)
Po raz kolejny Karkonosze pokazały się z najlepszej strony, jako moim zdaniem najlepsza miejscówka do MTB w Polsce. Spośród tych, które miałem przyjemność odwiedzić oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz