Niedziela. Dzień po maratonie. Tradycyjnie, jeśli tylko jest taka możliwość, idziemy na rozjazd. W zeszłym roku nie udało się ze względu na pogodę. Również tym razem w nocy po maratonie padało. Rano również. Nie zrażamy się i kilka minut po 9 ruszamy. Rower prowizorycznie przygotowany, szprychy podkręcone, może przetrwa. Czas poznać okolicę, z pewnością Beskid Sądecki na zachód od Piwnicznej oferuje więcej ciekawych ścieżek niż to, co dostaliśmy na maratonie.
Na początek ostry podjazd na Obidze, dokładnie tak jak na maratonie. Z jedną różnicą, zatrzymujemy się na kawkę:) Z Bacówki piękny widok na zamgloną dolinę. Ruszamy na Wielki Rogacz..


i zjeżdżamy na p. Żłobki, czyli podobnie jak wczorajsza trasa na dystansie mini. Odbijamy czerwonym szlakiem na Radziejową. Część szlaku to ostre podejście. Zdecydowanie ciekawiej byłoby jechać w dół:)

Radziejowa, najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego. Zdecydowanie warto tu dotrzeć. Na szczycie znajduje się wieża widokowa:)


Zjeżdżamy bez fajerwerków i dalej czerwonym, podobnie jak na maratonie przez Złomnisty Wierch na Wielką Przechybę. Po drodze spotykamy sporo turystów i... Kowala w terenówce:)

Zjeżdżamy dalej asfaltami, krótkie zakupy i bardzo długi podjazd na p. Żłobki.


Wdrapujemy się na Wielki Rogacz. Z Rytra to ponad 750 m podjazdu. Lekko nie było, ale warto..

Zjeżdżamy do Obidzy. Zjazdy z Rogacza z gatunku rąbanki, umiarkowane nachylenie, generalnie nic trudnego i ciekawego. W Bacówce jemy obiad - pyszne pierogi i placki ziemniaczane, i zjeżdżamy do Suchej Doliny. Warto tu wrócić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz