2014/09/22

Jednodniówka w Śląskim:Szyndzielnia - Klimczok - Salmopol - Skrzyczne

Od tygodnia planowaliśmy na ten weekend wyjazd w okolice Kielc i objazd trasy przyszłotygodniowego maratonu. Od razu chęć podłączenia się wyraził Tomek. Pod koniec tygodnia wysunął wariacki pomysł, ażeby zamiast Kielc, eksplorować okolice Bielak-Białej. Jedziemy!

Na miejscu zgadaliśmy się z Karelem i Dawidem. Oczywiście dołączył do nas Jarek. Chłopaki powitali nas pod stokiem Szyndzielni. Ruszamy czerwonym. Pogoda nie zachwyca, jest wilgotno, ponuro, ale ciepło.

Podjazd długi, ale w siodle. Z Szyndzielni na Klimczok, klimatycznie nadal:)
Pod Klimczokiem krótki postój przy schronisku, kawa. Zaczyna padać, czekamy. W końcu przejaśnia się. Ruszamy. Tomek oddziela się od nas i jedzie na Błatnie, dalej do Brennej. My wybieramy za sprawą Dawida zjazd czerwonym do Karkoszczonki. Początek trawersem po korzeniach, kilka niewielkich uskoków. Dalej kawałek szybki i ostry zjazd po rąbance już na przełęcz.
Dawid żegna się z nami. Ruszamy dalej. Dalej trochę butowania i świetne single, które pamiętam z mojego pierwszego MTB Trophy.

Single, jak wszystko, co dobre, szybko się kończą. Większość szlaku przez Hyrcę aż na Kotarz po rąbance, ale pogoda się poprawiła:)
Dalej Grabowa i p. Salmopolska. Robimy postój w knajpie na jedzonko - czosnkowa z oscypkiem i naleśniki z dżemem, pycha! Ruszamy szutrową autostradą z planem zdobycia Skrzycznego.
Wdrapujemy się na szlak na p. Malinowskiej. Wbrew zapowiedziom Jarka, da się jechać. Widoczki super!
Na upartego da się wykręcić cały podjazd na Malinowską Skałę. Robimy oczywiście przerwę, bo widoki piękne.


Zaczynamy zjazd, początek wymagający, dalej szybko.
Chmury schodzą coraz niżej. Kopa Skrzyczeńska, Małe Skryczne i w końcu Skrzyczne. W totanym zachmurzeniu. Widoczność może na 50 metrów.
Zaczynamy zjazd. Kultowy. Okaże się, że nie bez przyczyny. Początek wymagający, po śliskich jak mech kamieniach, wąską ścieżką. Jest kilka mniejszych uskoków, kilka większych.
Dalej na przemian odcinki do jechania i bardzo wymagające z buta. Może gdyby było sucho, jechałbym więcej. Trzeba tu wrócić. Po drodze super odcinek po skałkach..
W końcu po zjeżdżamy na łatwiejszą część. Delikatnie opadająca, wąska ścieżka trawersująca stok. Bajka.
Lądujemy w Buczkowicach. Karel ucieka do domu, a my wracamy do Bielska. Robi się późno, więc nie udaje mi się namówić na kolejny podjazd na Klimczok i zjazd przez Szyndzielnię. Jedziemy asfaltami. Okazuje się, że jednodniowy wypad w Beskid nie jest bez sensu. Przeciwnie. Oby częściej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz