Pierwszy etap. Tour de Stronie Śląskie. Nadal jestem sceptycznie nastawiony do kręcenia sie wokół Stronia przez dwa dni. Dzisiaj co prawda na trasie zaliczymy zjazd ze Śnieżnika i co dla mnie ważne, sporo nowych odcinków. Koledzy wspominają przede wszystkim o zjazdach do Międzygórza.
Ruszamy. Magda w bojowym nastroju, ale oboje staramy się pamiętać, że dla niej to jest pierwsze prawdziwe giga w górach - pierwszy etap MTB Trophy był jednak znacznie krótszy. Początek jedziemy spokojnie. Podjazd pod prąd prologu na przel. Puchaczówkę. Momentami stromo, wąsko, korzenie. To tam najwięcej zyskujemy. Mijamy przełęcz gorąco dopingowani przez Dorotę.
Pierwsze szybkie zjazdy. Trochę błota. Pomagam Arkowi z gumą, pompka za 10pln z decathlona daje rade;) trochę błotka i pierwszy techniczny zjazd. Dla nas i współzawodników zejście;)

Kolejne kilometry obfitują w krótkie podjazdy i fajne zjazdy. Jest wszystko, korzenie i uskoki jak w Karpaczu, rąbanka jak w Żywieckim, bajka. Na jednym ze zjazdów Magda mnie przegania, dosłownie płynie po kamieniach, super!

Zjazd po lace i bufet. Niestety pierwszy bufet to wpadka, zabrakło prawie wszystkiego, obsługa jakaś niemrawa.. Ruszamy. Początek podjazdu bardzo fajny, momentami techniczny, po wielkich głazach. Póki co jestem zachwycony trasa. Masyw Śnieżnika kojarzył mi się z szutrami w górę i w dół. No niestety doczekałem się, bo kolejne kilometry to właśnie same szutrówki. Magdzie to nie pasuje. Oboje wolimy jak coś się dzieje. Aż do podjazdu na Śnieżnik nic się nie dzieje...

Owiany nie lada kultem, nie bez powodu, Śnieżnik. Już sam podjazd jest bardzo fajny, choć w tym roku wyjątkowo łatwy. Mimo to nadal wymagający, trzeba pracować nie tylko nogami, ale walczyć o utrzymanie optymalnego toru, przepychanie korzeni i kamieni. Cały podjazd kosztował nas kilka pozycji, ale kiedy tylko zrobiło sie trudniej, Magda odżyła. Jeszcze przed wypłaszczeniem niebo zaciągnęły ciemne chmury, zgodnie z prognozami. Szykuje się małe piekiełko;)

Wypłaszczenie szybkie, ale po korzeniach, kilka kałuż, dalej super odcinek do schroniska. Mija nas Arek, niezłe tempo. Kiedyś jeździłem z Arkiem na podobnym poziomie, może te czasu wrócą? ;) Zaczynamy zjazd. Mimo nastawienia na zjechanie możliwie wszystkiego w dwóch miejscach musiałem odpuścić, nie dla mnie póki co. Mimo tego, wyprzedzeniem sporo osób, a zjazd dał mi masę frajdy.

Na końcu technicznej sekcji czekam na Magdę ciekawy jak sobie radzi. Radzi sobie świetnie:)

Dalej szybkie zjazdy, mija nas Albert. Bufet. Masa ludzi, tłok, ale obsługa tutaj już bez zarzutów ogarnia temat. Zaczynamy podjazd na przełęcz Śnieżnicką. Długi, szutrowy, momentami stromy. Nie lubię, Magda tez. Przychodzą chwile słabości, Albert nam odjeżdża, inni zawodnicy też, ale dajemy radę, z uśmiechem na twarzy:)

Nie pamiętam przebiegu trasy na mapie, ale nastawiam się na szybkie zjazdy po starej kamiennej drodze. Zamiast tego na przełęczy odbijamy na grzbiet Żmijowca. Zaczyna kropić. Na grzbiecie nieosłoniętym drzewami zaczyn lać. Ulewa, jakiej jeszcze w górach nie przeżyłem.

Momentalnie szlak zamienia się w wartki potok, wpadamy w kałuże po oski. Mimo tego, śmiejemy się z Magda i napieramy. Zjazd jest.... ciekawy. Nic nie widać, hamulce nie reagują, turyści z przerażeniem w ostatniej chwili ociekają ze ścieżki. Armageddon. Na końcu zjazdu przestaje padać. Kolejny podjazd wygląda tak;)

Zjazd bardzo śliski, fajny. Widoczki na zamglona dolinę i zielone szczyty skąpane w chmurach - bajka. Zaczynamy podjazd na Czarna Gore. Długi, ale nie stromy. Pogoda się poprawia, wychodzi słonce, robi się cieplej. Humor dopisuje. Wiemy, że meta jest już blisko. Bufet na asfalcie przed szczytem podjazdu. Znany nam z prologu podjazd przy ogrodzeniu, dalej wąska ścieżka w borówkach i inaczej niż wczoraj, skręt w lewo. Wąsko, ślisko, czarne błoto jest nieprzewidywalne, do tego co chwila wykrzykniki, nie bez powodu. Wymagający, bardzo fajny zjazd.
Szybko robi się bardziej przystępny. Bilans to jedna moja gleba, nie jest najgorzej;) Przełęcz Puchaczówka i dalej podobnie jak na prologu, tyle, ze trasa jest wilgotna, nie pyli. Na końcówce Magda uczy się skakać przez przepusty i w pięknym stylu dochodzi jednego zawodnika, wyprzedza i szybko znika mu za kolejnym zakrętem.
Milo popatrzeć, bo naprawdę odblokowała się na zjazdach. Na mecie Magda zadowolona. To był dlugi, trudny etap. Pogoda zrobila swoje i na pewno długo będziemy pamiętać burzę, jaka nas spotkała po drodze.. Jutro kolejny etap, teoretycznie mniej wymagający, ale rownież z nowymi dla mnie odcinkami.
Z całego etapu skleiłem film:
Sudety MTB Challenge 2014 - Tour de Stronie Śląskie from
ktone on
Vimeo.