Na kilka minut przed startem mam ogromne obawy, że nie
wystartuję. Bałagan organizacyjny z sektorami trochę podnosi ciśnienie, ale
szczęśliwie w ostatniej chwili ruszam równo ze wszystkimi z dystansu mega.
po szybkim początku docieramy na wąskie ścieżki nad Wartą.
Jedzie mi się dobrze. Błoto nie przeszkadza, a rower jedzie tak jak chcę. Jak
trzeba przyspieszyć i wyprzedzić to jest z czego przycisnąć. Za pierwszym
bufetem łapię dobre koło i w zawrotnym tempie pokonujemy kolejne kilometry. Do
góry Dziewiczej jedziemy w praktycznie niezmienionym składzie. Za trzecim
bufetem jadę już samotnie, ale niedługo bo dogania mnie Ela. Razem nieźle
dajemy czadu bo doganiamy i zostawiamy w tyle opadających z sił zawodników. Po
niecałych trzech godzinach docieram na metę zadowolona.
Wyścig wypadł dużo lepiej niż się spodziewałam. Rower spisał
się rewelacyjnie. Po płaskim i w dół pędzi jak szalony. Teraz czas sprawdzić
jak się będzie podjeżdżało i czy dowiezie mnie na kolejne pudło, ale to już na
kolejnej edycji w Złotym Stoku. Magda
MTB Marathon w Murowanej Goślinie. Organizatorzy twierdzą,
że start na stosunkowo płaskiej jak na standardy cyklu trasie jest dobry na
początek rywalizacji, niejako na przebudzenie po zimowym odpoczynku. Nigdy nie
podobała mi się taka koncepcja – chcemy wymagających tras, długich podjazdów i
technicznych singli w dół. Tym razem jednak jest inaczej. Po głupim błędzie w
Daleszycach, będzie to dla mnie pierwszy start w sezonie. Start w Murowanej
Goślinie odpowie zatem na kilka pytań: czy nadal chce mi się gonić przez blisko
5 godzin, czy zmiana roweru na taki na dużych kołach to słuszna inwestycja
–wszak nie zaliczyłem do tej pory na nowym sprzęcie żadnego wyścigu, jak
sprawdzi się w praktyce nowy zwyczaj rozgrywania dystansu GIGA na pętli, i
najważniejsze, w który miejscu pogoni za formą jestem. To ostatnie pytanie
nurtowało mnie najbardziej, po niespecjalnie mocno przepracowanej treningowo
zimie.
Wyjeżdżamy wcześnie rano z Magdą i Jarkiem, w końcu to tylko
350 km,
większość autostradą. Pogoda fatalna, pada, im dalej od domu, tym deszcze
przybiera na sile. Na miejscu jednak słonecznie – to już mała tradycja, bo
trzeci raz jadę ten maraton i zawsze jest podobnie z pogodą. Na miejscu jak
zwykle cała masa znajomych twarzy, a tyle mówiło się o tym, że cyklu Grześka
powoli umiera. Spora frekwencja cieszy szczególnie, że równolegle w Warszawie
rozgrywana jest pierwsza edycja Skandii i któraś z rzędu cyklu Legia MTB
Maraton. Nazajutrz planowane są kolejne maratony Poland Bike i Merdia Mazovia
Marathon. Robimy krótką rozgrzewkę i stajemy w sektorze. O dziwo przysługuje mi
II sektor, ale nie ma to większego znaczenia, bo na dystansie GIGA startuje
zaledwie ok. 70 osób.
Start jak zwykle nerwowy, mam jednak wrażenie, że nie tak
szybki jak zwykle. Jadę jednak dziwnie ostrożnie i tracę sporo pozycji. Migają
mi pomarańczowe koszulki – Kamila, Jurka i w końcu Michała. Ucieka też Jarek.
Nie gonię, bo mam wrażenie, że tylne koło flaczy.. Okazuje się, że nadal nie
doceniam właściwości tłumiących tylnych widełek, grubego balona opony i nieco zbyt miękkiego zaplotu koła. Kosztuje
mnie to spadek prawie na koniec peletonu. Na nadwarciański odcinek trasy, który
bardzo lubię wpadam za Jarkiem i Anią Świrkowicz. Trasa jest pagórkowata,
kręta. Nie czuję się mocno na podjazdach. Robi się ciepło, dokuczają muchy ;) W
końcu znajduję swój rytm i jadę w miarę dobrym tempem. Przed słynnym przejazdem
przez Trojankę, który jak zwykle gromadzi fotografów, wyprzedzam Jarka. Po
fajnym odcinku skrajem lasu jadę sam i nieco uciekam. Szybko po wyjechaniu na
otwardy teren rezygnuję i czekam na Jarka i goniących Ewelinę i Wojtka. Razem
zamykamy pętlę MINI, przecinamy trasę i wskakujemy na pętlę. Pętlę, którą
pokonamy dwukrotnie.

Zjeżdżamy się z Jarkiem na bufecie. Mijają nas kolejni
MEGOWCY – łapiemy koło. Tempo rośnie, ale utrzymujemy się. Koledzy za punkt
honoru postawili sobie zerwanie nas z koła, ale dzielnie się trzymamy. Wyraźnie
poirytowani, że nie dajemy długich zmian, a jedynie kilka poprawiamy
szarpnięcia, odpuścili. W ten sposób, cały dystans do rozjazdu jedziemy w
bardzo dobrym tempie, do grupki doszło dwóch kolejnych zawodników, dwóch
urwaliśmy. Żarty skończyły się tuż przed rozjazdem, kiedy Jarek zauważył
rosnące napięcie w grupie żartując, że chłopaki zaczynają finisz. Rozjazd.
Zostajemy sami :)
Pogoń mocno mnie zmęczyła i muszę odpocząć, Jarek nie
protestuje. Na pagórkach przed Dziewiczą doganiają nas Ewelina i Wojtek. Razem
jedziemy do Dziewiczej. Na podjazdach brakuje siły, mimo, że bardzo uważnie
pilnuję jedzenia i picia. Zjazd killerem daje sporo frajdy. Fajna ta pętla.
Murowana Goślina to trasa, na której dystans GIGA na pętli jest dobry
rozwiązaniem! Ostatni podjazd daję z buta – jestem już naprawdę zmęczony.
Kolejne kilometry gonimy z Jarkiem Ewelinę i Wojtka, którzy uciekli nam na
Dziewiczej. Jarek nieco osłabł i jadę sam. Na bufecie jednak znowu się
schodzimy. Boję się, nauczony doświadczeniem z poprzednich lat, że jako jest to
mój pierwszy start w sezonie, mogę się spodziewać za chwilę kurczów i totalnego
zgonu. Ku mojemu zdziwieniu jest inaczej – dochodzę Ewelinę i Wojtka, chwilę
jedziemy razem, daję zmianę i chwilę później jadę sam. Do mety trzymam tempo. W
międzyczasie pogoda się popsuła, przez
kilka minut nawet mocno pada, grzmi. Na metę wpadam w deszczu i zmarznięty.
Wrażenia? Naprawdę podobał mi się ten wyścig! Mimo jazdy na
kole, mimo jazdy na pętli, mimo niewielkich przewyższeń i prostackich wręcz
trudności technicznych, które ograniczały się do kilku kałuż i korzeni. Dystans
pokonany z megowcami dodał nam skrzydeł. Kolarsko bardzo fajne doznania.
Zaskoczyła mnie moja dyspozycja i mimo, że wynik sportowo bardzo słaby, to brak
problemów z kurczami, bólem pleców czy zgonem, dobrze rokuje na przyszłe
wyścigi – chyba jest cień szansy, że sezon nie jest stracony:) Rower spisał się
świetnie, większe koło oczywiście gorzej przyspiesza, fizyki nie da się
oszukać, ale raz rozpędzone, znacznie lepiej pokonuje korzenie, piach, błoto
czy wyboje. W miasteczku oczywiście było sporo czasu do rozmów ze znajomymi.
Brakowało mi tego :) Kolejny start już za dwa tygodnie w Złotym Stoku. Tomek
wyniki:
Magda czas 02:53:39,60 pozycja 8 Open / 5 K2
Tomek czas 04:26:10,79 pozycja 50 Open / 12 M2